“Tym razem kolor.”
Łódź zapisuje się na filmie Kodak Gold 200 jak sen po nieprzespanej nocy — trochę rozmazana, trochę nostalgiczna, z tym charakterystycznym złotym tonem, który daje Kodak Gold 200. Wyciągam aparat z torby, czuję chłód metalu i ciężar mechaniki, która ma w sobie coś ludzkiego — coś, czego nie ma w cyfrze.
Wkładam film, przewijam do pierwszej klatki. Klik. Ten dźwięk to jak oddech przed pierwszym zdaniem w rozmowie z miastem. Idę — Piotrkowska, Off, stare podwórka z graffiti. Łódź pachnie kurzem, farbą i zapomnianymi latami dziewięćdziesiątymi.
Światło jest kapryśne. Czasem zbyt ostre, czasem zbyt szare. Ale to właśnie lubię — że nie mam pełnej kontroli. Kodak łapie te niuanse po swojemu, ciepło zalewa cienie, a brud ulicy staje się jakby bardziej filmowy, bardziej prawdziwy.
Nie sprawdzam, jak wyszło. Nie mogę. I to jest najpiękniejsze. Między jednym zdjęciem a drugim jest tylko intuicja, trochę cierpliwości i to dziwne poczucie, że każda klatka ma swój ciężar, że nie można jej zmarnować.
Negatyw błyszczy jak pamięć — ciepły, złotawy, z plamami światła Łodzi, którą widziałem tylko na chwilę. I myślę, że właśnie tak to miasto powinno się oglądać — nieostro, w ziarnie, z lekkim szumem wspomnień.
ŁÓDŹ / PAŹDZIERNIK.
KODAK GOLD 200.
YASHICA ELECTRO 35 FC.